Czuję się jak po wojnie. Wygranej na szczęście, ale jednak. Toczyłam batalię z zębem. Od dawna prosił o interwencję, ale jakoś zawsze nie po drodze do telefonu było, żeby umówić się na wizytę. W sumie nie poszłabym do dziś dnia, gdyby nie fakt, że syn na "przegląd" miał iść, więc łaskawie poszłam. Uprzejma ruda Pani głową pokiwała...nie wesoło to wygląda....phi, tyle to ja wiem! Tylko co dalej? Nooo....może kanałówka...obeszło się w sumie, ale natrzęsłam się jak osika wystarczająco, chyba wolę rodzić..
Ruda Pani jak mnie zobaczyła to na wstępie zapytała czy będę płakała. Nie wiem jak wyglądałam, ale ja, dorosła już baba, boję się dentysty. Koszmar jakiś z tymi zębami.
Na dodatek pokażę dzisiaj ptysie, więc do zepsutych zębów już tylko jeden krok.
Ptysie już kiedyś były, teraz nowsza wersja.
Ściskam
Karina