No dokładnie, jak w tytule...gdyście teraz zobaczyli moją pracownię!! Ja wiem, powinnam skakać z radości, że ją w ogóle mam (no i skaczę, serio :) ) ale to, jak ona się ma w tej chwili to jest jakieś nieporozumienie. Gorzej to tu nie było chyba nawet podczas przeprowadzki, no dobra, może trochę. zaraz zrobię jej zdjęcia i pokażę następnym razem, bo nie uwierzycie: mam nowy, cudny regał, który stoi na środku pomieszczenia, nową dostawę tkanin leżącą na podłodze bo nie mam jej gdzie dać, sterta szablonów i tkanin z których obecnie "coś" robię. Istny poligon. To wszystko przez totalny brak czasu. Mam masę fantastycznych pomysłów ( hehe tak mi się wydaje) ale do pracowni wchodzę tylko jak położę dzieci spać, czyli w okolicach 22, kiedy to już jestem "wypluta" po całym dniu zabawiania, latania, gotowania, zakupów itp. Ostatnio pisałam, że chłopaki zaś chore, ale to było już jakiś czas temu, na bank wyzdrowieli - pomyślicie :) A kuku - nic bardziej mylnego - czas na ospę. Jak by mi to ktoś opowiadał chybabym nie uwierzyła, no jak to.....tyle czasu...niekończąca się opowieść. Ciekawe, z czym przyjdę następnym razem :) A jakby czasem moje chłopaki wówczas byli zdrowi to się nie przyznam, bo bałabym się zapeszyć. Niby nie wierzę w takie rzeczy, ale jak to mówią, licho nie śpi ;)
Chaos, zniszczenie i sowa. No sowa właśnie, przecież. Jakiś czas temu robiłam zakładkę do książki sowę, zamawiała moja koleżanka dla swojej psiapsiółki na urodziny. Aneta, for You :)
Pa pa
Karina